Zgodnie z art. 24 § 1 kodeksu cywilnego ten, czyje dobro osobiste zostaje zagrożone cudzym działaniem, może żądać zaniechania tego działania, chyba że nie jest ono bezprawne.
W razie dokonanego naruszenia może on także żądać, ażeby osoba, która dopuściła się naruszenia, dopełniła czynności potrzebnych do usunięcia jego skutków, w szczególności ażeby złożyła oświadczenie odpowiedniej treści i w odpowiedniej formie. Na zasadach przewidzianych w kodeksie może on również żądać zadośćuczynienia pieniężnego lub zapłaty odpowiedniej sumy pieniężnej na wskazany cel społeczny.
Pojęcie dobra osobistego nie jest zdefiniowane w przepisach, zatem jest przedmiotem interpretacji w drodze orzecznictwa sądowego. Ostatnio Sąd Najwyższy uznał, że dobra osobiste narusza nazwanie osób żądających usunięcia krzyża ze szkoły rozwydrzonymi smarkaczami. Czy rzeczywiście można uznać, że profesor wyższej uczelni, eurodeputowany działał w sposób bezprawny oceniając w ten sposób działania uczniów liceum domagających się zdjęcia krzyża ze ściany w szkole, w której się uczyli?
Ich żądanie związane było z orzeczeniem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który zakwestionował obecność krzyża we włoskich szkołach. Orzeczenie to zostało później zmienione i ostatecznie Europejski Trybunał Praw Człowieka podtrzymał prawo do władz włoskich do umieszczania w szkołach krzyży. A zatem okazało się, że powoływali się oni na orzeczenie, które było wadliwe i zostało następnie wycofane z obrotu prawnego.
Zgodnie z definicją zawartą w Słowniku Języka Polskiego PWN mówimy smarkacz o chłopcu lub młodym mężczyźnie, choć jest to słowo potoczne i obraźliwe, wyrażające niechęć lub lekceważenie. Natomiast rozwydrzenie związane jest z zachowaniem zuchwałym, łamiącym ogólnie przyjęte zasady, jest to słowo potoczne i używane z dezaprobatą.
Czy jednak można uznać, że użycie słów wyrażających niechęć lub lekceważenie oraz dezaprobatę w stosunku do osób podejmujących działanie w sferze publicznej powinno być uznane za naruszenie dóbr osobistych, jak przyjął w tym przypadku Sąd Najwyższy, a przed nim oba sądy niższych instancji?
Stanowisko takie musi budzić daleko idące wątpliwości. Wypowiedź profesora dotyczyła działań, które w Polsce doświadczonej usuwaniem krzyży przez komunistów i pamiętającej walki uczniów o ich zachowanie lub przywrócenie, jak w szkole w Miętnem, mogły budzić co najmniej wątpliwości. W takiej sytuacji uznanie żądania usunięcia krzyża ze szkoły mogło być uznane przez niego w sposób całkowicie usprawiedliwiony nawet za działanie łamiące ogólnie przyjęte zasady i spotkać się z dezaprobatą. A skoro tak, to wydaje się, że użycie także ostrych, potocznych słów, nacechowanych negatywnie, może mieścić się w granicach wyrażania opinii. Podjęcie działania w sferze publicznej, a takim było żądanie usunięcia krzyża ze szkoły, niewątpliwie powinno prowadzić do tego, że osoby podejmujące takie działania musiały, a przynajmniej powinny były się liczyć z tym, że mogą narazić się na krytykę. Stąd uznanie przez sądy, łącznie z Sądem Najwyższym, że krytyka ta naruszała ich dobra osobiste wydaje się nadmierną ingerencją sądów w sferę debaty publicznej i swobody wypowiedzi. Krytyka, która ich dotknęła była reakcją na negatywnie ocenione przez krytykującego profesora i eurodeputowanego działania tych osób, które w jego ocenie wykraczały poza ogólnie przyjęte zasady. Profesor działał zatem w interesie społecznym, a w jego krytyce trudno doszukać się bezprawności.
O ile zatem można ubolewać nad poziomem dyskusji w Polsce, o tyle zaprzęganie do podnoszenia jej poziomu sądów wydaje się całkowitym nieporozumieniem. Szkoda, że Sąd Najwyższy nie zdecydował się na przerwanie tego procederu w tym przypadku.
Paweł Pelc
Czytaj oryginalny artykuł na:
http://www.stefczyk.info/blogi/okiem-prawnika/jak-to-jest-z-ta-ochrona-dobr-osobistych,9723224248#ixzz2rzjWjAga